Jak zwykle zdania są podzielone.
Jedni twierdzą, że są to doskonałe zajęcia rozwijające zdolności dziecka.
Inni oczekują więcej akcji i , że „bam bam” to można sobie śpiewać w domu.
A na zajęciach powinno być kolorowo, dużo zabawek i tańców.
Jeszcze inni nie mają żadnych oczekiwań.
Po prostu przychodzą na zajęcia umuzykalniające, żeby wyrwać się z domu.
Jednak według mnie, w miarę rzetelną opinię możemy wystawić po co najmniej roku chodzenia z dzieckiem na zajęcia.
Wtedy to możemy powiedzieć, czy dziecko się rozwinęło, czy nie.
Z relacji rodziców dowiaduję się, że w ich dzieciach wzrosła potrzeba obcowania z muzyką.
Stały się bardziej wrażliwe, chętnie same wykonują i inicjują
zabawy muzyczne i żywo są zainteresowane instrumentami.
A że muzyka wpływa też na inne dziedziny nauki, to nie trzeba chyba nikogo przekonywać.
Pamiętajmy, że uczenie się to jest proces długotrwały.
Właściwie to się uczymy przez całe życie.
Dlatego też po pierwszych zajęciach możemy wystawić opinię tylko czysto subiektywną i emocjonalną czy nam się podobało, czy nie.
Nic więcej.
Czy przyniosło efekty? Na to trzeba trochę poczekać
Są dzieci, które „wchodzą” w zajęcia od razu, są takie, które potrzebują czasu.
Spotkałem też takie, które nie chciały wejść nawet do sali zajęć.
Na przestrzeni kilku lat, kiedy to prowadzę zajęcia umuzykalniające według teorii uczenia się muzyki E.E. Gordona, zauważyłem 4 typy zachowań dzieci i rodziców:
• dziecko i rodzic są zachwyceni zajęciami
• dziecku się podoba, a rodzic nie widzi sensu takich zajęć
• rodzicowi się zajęcia podobają, a dziecku nie
• rodzic i dziecko, jak najszybciej chcą uciec z zajęć
Gordonki są dla dzieci, więc podążamy za nimi na zajęciach, zostawiając swoje oczekiwania w poczekalni.
Niektóre dzieci są tak energetyczne, że nie potrafią usiedzieć w miejscu.
Krzyczą, biegają, rozrzucają przedmioty znajdujące się w sali.
Mają do tego prawo.
Mówi się przecież o rozwojowym buncie dwulatka.
Ale jeśli dziecko ewidentnie swoim zachowaniem przeszkadza innym, to warto się zastanowić nad zajęciami indywidualnymi dla takiego dziecka.
Gordonki - czy warto
Zdecydowanie tak. Warto przynajmniej spróbować.
Ktoś może powiedzieć:
„No tak, Wojtek, ale Ty to robisz na co dzień, zarabiasz na tym.
Nie widzę w tym wszystkim wiarygodności.”
Niby racja.
Tylko, że w moim przypadku było odwrotnie.
Najpierw starałem się dowiedzieć, jakie zajęcia są wartościowe dla moich własnych dzieci, a później szukałem takich w swoim mieście.
Był język angielski, basen, język chiński, piłka nożna, nauka czytania, jakieś zajęcia muzyczne.
W Białymstoku nie było wtedy zajęć gordonowskich, więc kiedy dowiedziałem się o kursie, szybko się na niego zapisałem.
Ponad 250 godzin zajęć teoretycznych i praktycznych uzbroiło mnie w niezbędną wiedzę.
Niemal w ostatniej chwili zdążyłem jeszcze przerobić materiał z moimi dziećmi zanim wyszły ze skrojonego na Gordonki wieku.
A teraz, kiedy widzę zadowolonych rodziców, którzy widzą wpływ zajęć gordonowskich na niesamowity rozwój swoich dzieci, jeszcze bardziej się przekonuję, że warto było, jest i z pewnością będzie warto.
Udostępnij ten artykuł swoim znajomym, jeżeli uważasz, że jest on wartościowy.
Wojciech Mickiewicz - muzyk, pedagog, certyfikowany członek Polskiego Towarzystwa im. Edwina E.Gordona, prywatnie szczęśliwy mąż i tata dwóch córek
Przeczytaj również:
Gordonki, czyli umuzykalnianie niemowląt i małych dzieci - czy warto to robić
Gordonki opinie
6. Śpiewamy rytmiczankę, najlepiej zawsze w tym samym tempie i na sylabach.
Możemy dodać śladowe ilości słów, żeby nie było zbyt monotonnie.
7. Śpiewamy motywy rytmiczne ( w zależności od umiejętności dziecka albo akulturacyjne albo imitacyjne )
8. Przechodzimy do kolejnej śpiewanki i tu cała procedura się powtarza.
Bardzo ważna jest różnorodność skal i metrów.
Na zajęciach powinny pojawić się skale:
Jońska, dorycka, frygijska, lidyjska, miksolidyjska, eolska, lokrycka.
W rytmiczankach metrum 2/4 3/4 3/8 7/8 9/8 10/8 11/8 itd.
9. Na koniec zajęć można pokazać jakiś instrument, zagrać na nim lub dać dzieciom potrzymać lub wydobyć z niego dźwięk.
W ramach zajęć można się posługiwać różnego rodzaju pomocami takimi, jak piłeczki, chusteczka, chusta animacyjna, tunele,. bańki mydlane.
Tylko trzeba bardzo uważać na to, żeby te pomoce nie stały się główną częścią zajęć.
Ja na swoich zajęciach staram się jak najdłużej odwlec używanie pomocy.
Robię to dopiero wtedy, kiedy widzę, że dzieci są już zniecierpliwione.
W praktyce jest tak, że czasem udaje mi się przeprowadzić całe zajęcia bez żadnych pomocy.
Czasami jednak muszę z nich korzystać już po 10 minutach zajęć.
Gordonki w domu
Kiedyś pewna mama zapytała mnie :
„ Czy jeżeli rodzic nie ma słuchu to powinien śpiewać dziecku w domu?”
Powiedziałem, że raczej nie. No i się zaczęło.
Druga mama powiedziała, że i tak będzie śpiewać, bo tak właśnie chce.
I się prawie na mnie obraziła.
I tu powstaje pytanie.
Co chcemy osiągnąć?
Czy chcemy, żeby dziecko usnęło w trakcie naszego śpiewania?
A może chcemy poprzez śpiew nawiązać kontakt z dzieckiem i z nim się po prostu pobawić.
Bo jeżeli tak, to wyobraź sobie, że chcesz nauczyć swoje dziecko języka angielskiego.
Teraz to już prawie wszyscy znają ten język.
Lepiej lub gorzej, ale znają.
Ale jeżeli słabo znasz język angielski, to nauczysz dziecko dobrej wymowy i sprawnego, gramatycznego wysławiania się ?
Raczej nie. I prawie zawsze oddasz dziecko w ręce fachowców.
Chyba, że jesteś doskonała z angielskiego to wtedy nie ma się nad czym zastanawiać.
I tak samo jest ze śpiewaniem.
Każda mama, każdy tata może śpiewać dziecku i nikt im tego nie może zabronić.
Ważne jest tylko to, czego oczekujemy od tego śpiewania.
Bo jeżeli rodzic absolutnie nie ma słuchu, to z pewnością przez swój śpiew nie rozwinie zdolności muzycznych swojego dziecka.
Najlepszym sposobem nauczenia dziecka muzyki jest dawanie mu przykładu.
Wtedy to dbamy o poprawność naszych własnych wykonań, czy wypowiedzi.
Małe dzieci uczą się najlepiej, kiedy widzą i słyszą , jak wymawia się słowa, czy śpiewa piosenki.
Najpierw obserwują , później naśladują, a jeszcze później następuje twórczość własna.
Natomiast zadziwiająco negatywne skutki ma poprawianie.
Rodzice mogą zahamować rozwój swoich dzieci, jeżeli za często je poprawiają.
3. Prowadzący śpiewa śpiewankę bez słów, używając prostych sylab takich, jak „ba, pa, na, ma ,ja" eksponując płynny, łagodny ruch ciała .
4. Bardzo ważnym elementem, który wyróżnia zajęcia gordonowskie jest cisza.
Cisza po śpiewance, podczas której dzieci „przerabiają” w swoich głowach to, co przed chwilą usłyszały.
5. Jeżeli dziecko jest już przynajmniej w trzecim stadium akulturacji prowadzący śpiewa motywy melodyczne.
Motywy są odpowiednikami słów w mowie.
Później z motywów, odpowiednio nimi operując można tworzyć frazy, zdania i dłuższe wypowiedzi muzyczne.
Motywy mogą być różne, w zależności od stopnia muzycznego zaawansowania dziecka.
Możemy śpiewać motywy akulturacyjne, imitacyjne lub imitacyjno- asymilacyjne. Motywy akulturacyjne śpiewamy dzieciom, które są w trzecim stadium akulturacji. Motywy imitacyjne śpiewamy od etapu imitacji i powyżej.
Motywy tonalne śpiewamy po zakończeniu śpiewanki, ale tylko w skali durowej (jońskiej) i moll harmonicznej.
Motywy rytmiczne śpiewamy po zakończeniu rytmiczanki.
Na wideo poniżej podaję przykłady motywów tonalnych.
Moim zdaniem są to jedyne wartościowe zajęcia muzyczne, na które można uczęszczać z niemowlętami.
Zajęcia umuzykalniające dla dzieci według teorii E. Gordona można już rozpocząć od pierwszego miesiąca życia.
Zdarzają się też mamy, które chodzą na zajęcia jeszcze w okresie ciąży.
Jeżeli uważasz , że jest to za wcześnie, to przypomnij sobie, jak dzieci uczą się języka ojczystego lub języków w przypadku rodziny wielonarodowej.
Nikt ich nie uczy, a jakoś po około dwóch latach życia zaczynają się z nami skutecznie komunikować.
No ale z językiem to dziecko ma do czynienia codziennie.
Z muzyką jest trochę inaczej.
Są rodziny, w których różnorodna muzyka i śpiew są częścią życia codziennego.
Są też takie rodziny, w których się nie gra, nie śpiewa, a czasem nie ma muzyki w ogóle.
A jak już jest to popularna, łatwo wpadająca w ucho.
Po co, więc chodzić na zajęcia dla niemowląt?
Może jest to tylko moda? Może najlepiej przeczekać ten czas?
Pierwsze lata życia dziecka są niezwykle istotne w jego rozwoju.
Jeżeli wierzyć naukowcom to wszystko, czego się dziecko nauczy do piątego roku życia będzie podstawą jego przyszłych dokonań.
Śpiewanki i rytmiczanki mogą wydawać się infantylne i nieciekawe dla nas dorosłych.
Natomiast weźmy pod uwagę fakt, że są to zajęcia nastawione na rozwój dziecka i jego zdolności muzycznych, a nie Twoich.
I ten brak słów, śpiewanie sylabowe, pozorna monotonia mogą sprawić, że będziesz uważać te zajęcia za stratę czasu.
Ale ta monotonia jest pozorna.
Po pierwsze dlatego , że na zajęciach występuje różnorodność skal i metrów, które są mało dostępne w środkach masowego przekazu.
Dzieci w śpiewankach i rytmiczankach osłuchują się z nimi, później naśladują, a następnie tworzą.
Dla osoby dorosłej, która nie ma na co dzień kontaktu z muzyką jest to zwykłe albo nużące „bam, bam …
Dla osoby świadomej natomiast, jest to najlepszy i najbardziej efektywny sposób na rozwijanie zdolności muzycznych małych dzieci.
Po drugie, przeprowadzono kiedyś eksperyment.
Jedna grupa dzieci była osłuchiwana tylko z utworami durowymi,
A druga z różnorodnymi.
Na koniec obie grupy miały napisać dyktando muzyczne w skali durowej.
Okazało się, że grupa, która ćwiczyła tylko piosenki w dur, w teście wypadła gorzej niż ta, która ćwiczyła piosenki w różnych skalach.
Po trzecie, dzieci będą miały możliwość kontaktu z innymi dziećmi w podobnym wieku.
A dzieci uczą się od siebie bardziej niż od dorosłych.
Sprzyja to również rozwijaniu kontaktów społecznych.
Ostatnio z powodu różnego rodzaju obostrzeń prawdopodobnie siedzisz z dzieckiem w domu.
Z tego też powodu pewnie się zastanawiasz, co robić z dzieckiem.
Na zajęcia chodzić nie można, ale rozwijać jakoś trzeba.
Stąd wzrasta zapotrzebowanie na działania online, bo nie ma więcej czasu do stracenia.
Pojawia się coraz więcej filmów, na których prowadzący pokazują Ci , jak rozwijać zdolności muzyczne Twojego dziecka.
Tylko niestety nazwa Gordonki coraz częściej jest nadużywana, ponieważ podszywają się pod nie osoby, które o teorii Edwina Gordona zupełnie nie mają pojęcia.
A trzeba pamiętać, że zajęcia umuzykalniające według E. Gordona to najlepsze zajęcia, które rozwijają talenty melodyczne i rytmiczne maluszków do 2-go roku życia.
W tej grupie wiekowej innej alternatywy jak do tej pory nie ma.
Jak rozpoznać zajęcia gordonowskie
Operujemy tylko głosem, nie używamy instrumentów.
1. Na początku zajęć prowadzący za pomocą kamertonu lub dobrze nastrojonego instrumentu ustala tonację utworu.
I od tej pory będzie ten utwór śpiewał zawsze w tej samej tonacji.
A to z tego powodu, że jeżeli zaśpiewasz małemu dziecku ten sam utwór, ale za każdym razem od innego, przypadkowego dźwięku, to dziecko będzie postrzegało za każdym razem, że to jest inny utwór.
( inna tonacja, inny utwór ).
2. Następnie prowadzący wprowadza kontekst do śpiewanki, którą będzie za chwilę śpiewał.
Kontekst dotyczy skali, w której będzie śpiewanka.
Podobnie jest z mową.
Moje dziecko zapytało mnie kiedyś, „co to jest zamek?”
Nie znając kontekstu nie byłem w stanie odpowiedzieć.
Mógł to być zamek książęcy, zamek do drzwi, zamek błyskawiczny itd.
Musiałem zadać pytanie pomocnicze:
„ A o jaki zamek ci chodzi „
Dlatego kontekst jest bardzo ważny.
Na wideo poniżej przedstawiam konteksty do niektórych skal, które wykonujemy przed śpiewankami.
Nazwa Gordonki jest potocznym określeniem zajęć muzycznych dla dzieci.
Zajęcia muzyczne prowadzone są według teorii uczenia się muzyki (MLT) profesora Edwina E. Gordona.
Edwin E. Gordon był muzykiem jazzowym, kontrabasistą.
Jako psycholog muzyki przez ponad pół wieku swojego życia badał zależności między uczeniem się, nauczaniem i zdolnościami muzycznymi.
Jakie aktywności lub zajęcia dla dzieci rozwiną je najbardziej?
Interesowało go to, w jaki sposób można efektywnie i intuicyjnie uczyć się muzyki.
Właśnie słowo „uczyć się”, a nie „nauczać” jest słowem kluczowym w teorii.
Profesor Edwin Gordon pojmował uczenie się muzyki jako proces.
Wszyscy jesteśmy inni i mamy też prawo do różnego uczenia się.
W różnym tempie, bez przymusu.
Bez podziału na zakres materiału, który musi być zrealizowany.
Zamiast wieku kalendarzowego dziecka, bardziej znaczący jest wiek muzyczny.
Czyli, co dziecko reprezentuje w danej chwili i na jakim rozwoju audiacji wstępnej się znajduje.
Nie ma klas, tylko umiejętności, które profesor sklasyfikował w tabeli typów i stadiów audiacji.
Koncentrujemy się w danej chwili na tym, co dziecko umie, a nie na tym, co powinno umieć i ile ma lat.
Jednocześnie kontynuujemy proces.